Prezentujemy wspomnienia naszych Forumowiczów z ich początków pszczelarzenia:
Tytułowa pasieka powstała w 1978 r, kiedy na wsi postawiono pierwsze ule warszawskie poszerzane sprowadzane jeszcze ze Związku Radzieckiego. Pasieką zajęli się mój dziadek i jego brat, który również nie dawno od nas odszedł. Mnie wkręcili w to zajęcie w 1986 roku, zakorzenili we mnie tę miłość, która trwa do dnia dzisiejszego. Od tamtego czasu bardzo wiele się zmieniło, przede wszystkim współczesne pszczelarstwo jest bardziej postępowe, ale co mnie przeraża najbardziej - zmieniły się tereny, nie ma teraz łąk, pastwisk, polan leśnych, wszystko zarosło, brakuje mi starych lip. Pszczoły nie mają za bardzo gdzie zbierać miodu. Na siłę siana jest facelia i gryka. Nie ma naturalnych pożytków. Pamiętam jak zaczynałem pszczelarzenie, że stryj mój pokazywał w lesie dzikie roje w pniach drzew, w lesie latało wtedy bardzo dużo pszczół, było widać, gdzie mają swoje dzikie gniazda - dzisiaj takiego widoku nie można już zobaczyć. Ciężko znaleźć jeszcze dzikie pszczoły leśne, tzw. borówki, raz tylko przyleciała taka rodzina do pasieki, pszczoły były bardzo cięte, rżnęły tak, że nie można było wchodzić na pasieczysko, ale rój ten dawał bardzo dużo miodu, w butelkach się kiedyś sprzedawało. Człowiek trochę za bardzo wszedł butami w struktury rodzin pszczelich, co na pewno przyczyniło się też do ich wymierania, znikania, czy opuszczania uli. Jest to fascynujące zajęcie, którego każdy musi spróbować, dajcie się tylko poprowadzić, pszczoły was same nauczą opieki i hodowli :-) T. Jabłczyński (Administrator)
Jako dziecko bardzo bałem się owadów z żądłami. W liceum rozpocząłem terapię wstrząsową - usiadłem blisko gniazda os i obserwowałem ich pracę. Jak się okazało, żadna mnie nie użądliła. 4 lata temu zdecydowałem się na dalszy etap terapii – zakupiłem mój pierwszy ul. Z sercem w gardle zrobiłem samodzielnie pierwszy przegląd, później kolejny i kolejny. Dziś mam 12 rodzin pszczelich i nie wyobrażam sobie życia bez pszczół. (nefar)
Historia rozpoczęła się kiedy nie było mnie jeszcze na świecie. Pewien mieszkaniec jednej ze spiskich wsi wyszedł przed dom i zobaczył siadający rój pszczół na jego jabłonce. Chłop nie wiedząc co ma robić poszedł do domu ubrał się w" byle co" potem odciął gałąź z rojem i wsadził do czegoś co przypominało koryto następnie wraz z małym synem zbili prowizoryczny ul. Pszczołami opiekował się właśnie ten chłopiec. Niestety pszczoły ogołocone z miodu oraz pozbawione fachowej opieki nie przetrwały zimy. Chłopiec polubił pszczelarstwo,ale musiał odłożyć marzenia o własnych pszczołach ponieważ trzeba było wyjechać do szkoły, do miasta. Po kilkunastu latach otrzymał w spadku po ojcu działkę na tej wsi w której się wychował. Wraz z żoną rozpoczął działania w celu budowy własnej pasieki ,ogrodził działkę wybudował fundamenty domku który miał mu służyć jako pracownia rozpoczął również fachowe szkolenia, kupił literaturę. Niestety jego plan nie powiódł się ponieważ zmarł w wieku 46 lat. Wdowa po nim nie miała możliwości kontynuowania dzieła ponieważ musiała utrzymać dom oraz dwie córki. Jednak po kilkunastu latach kiedy zakończyła pracę zawodową, a córki wyszły za mąż rozpoczęła działania w celu hodowli pszczół . Kupiła 100 letnią wirówkę ,drobny sprzęt oraz 5 uli wielkopolskich wraz z pszczołami . Wszystko zapowiadało się dobrze lecz kobieta zachorowała i szybko zmarła nie doczekawszy kolejnego wiosennego oblotu. Wiosną córki rozpoczęły sprzedaż pszczół sprzedały nawet dwie rodziny. Przy pozostałych ulach pomagał zięć zmarłej, a mąż jednej z córek. Zmuszony przez brak kupców na ule rozpoczął wiosenne prace przy pszczołach. Został rzucony na” głęboką wodę” kompletnie zielony wspomagany był jedynie przez znajomego, dobrego człowieka, również pszczelarza. Chłopak zachorował ale tym razem na chorobę zwaną pszczelarstwo. Dzisiaj jego pasieka liczy 30 pni ,produkuje odkłady, hoduje matki.Chłopakowi czasem śni się teściowa mówi np;o ulu numer 12 chłopak zagląda rano do tego ula ,a tam brak matki.Pewnie to przypadek a może nie. Tak właśnie wyglądają losy pewnej małej pasieki z południa Polski . (piotrpodhale)
Moją przygodę z pszczołami zacząłem w 1978 roku. Jako chłopak pojechaliśmy kosić żyto końmi bo jeszcze nie było ciągników. Nie każdego było stać na taki sprzęt. Kosiliśmy i w życie była rójka przez co skończyło się koszenie. Poleciałem do starego kolegi co ojciec miał pszczoły. Przyszliśmy i zebraliśmy tą rójkę. On miał puste ule więc podarował mi jeden ale co ta jeden więc dokupiliśmy jeszcze trzy rodziny z ulami tak więc było cztery rodziny. Były wpadki jak i wzniesienia. Tak więc doszedłem do 28 rodzin. Ale jak przyszła powódź w Kieleckim w 1997 roku jak się nie mylę. To ule z pszczołami wylądowały na łąkach tak, że mi nic nie zostało. Nie nadawały się one już do niczego przez co poszły do palenia. Miałem przerwę z pszczołami 7 lat dopóki jakaś rójka nie przyszła do pustego ula. Syn idąc do wojska mówił mi, że szkoda tej rójki i zabym podkarmił na zimę i dał leki przeciw warozie. Tak więc z tej jednej rójki powoli zacząłem rozmnażać. To co sam mogłem zrobić to robiłem, kupowałem do tego sprzęt stolarski (heblarka grubościówka, frezarka, piła ukośnica, piła z ruchomym blatem). Dostałem uczulenia i wylądowałem 2 razy w szpitalu lecz to nie powstrzymało mnie od tak przyjemnej pracy z pszczołami. W tej chwili 2013 roku posiadam trzy pasieki łącznie około 100 pni. Zakupiłem matki reprodukcyjne Bukfasty z Niemiec jak i nasze Krainki. W mojej miejscowości są bardzo słabe pożytki, więc prowadzę hodowlę matek pszczelich po reproduktorkach oraz robie odkłady. Tak to wygląda na dzień dzisiejszy. Co do uczulenie to chyba mi przyszło bo nie mam już drgawek jak uszczypie mnie pszczoła ale zyrteks mam w kieszeni. (luzak123)
W 2007 dostałem od wuja pierwsze swoje ule . Stare - puste ule. Po trzech lata czekania na pierwszą rójkę kiedy już straciłem nadzieję wędrujący rój pszczół wszedł do mojego ula. Niestety nie zauważyłem tego w porę. Kiedy się zorientowałem , to pszczoły urządziły się już w ulu „po swojemu” . Zabudowały wszystko – łącznie z daszkiem. Nie wiedziałem co począć . Szukając rady trafiłem na Forum Pasieki Michałów . Tu Koledzy doradzili i poprowadzili krok po kroku aż doprowadziłem ten ul do kultury. Po nim kolejny i kolejny. Dziś – po 3,5 roku od pierwszego wejścia na forum mam 40 uli w pasiece. W 2014r. planuję powiększyć pasiekę do 80 pni . Z Naszym forum wszystko jest proste . W razie problemów koledzy pomogą. To im zawdzięczam to do czego doszedłem. Pszczelarstwo jest zaraźliwe. A choroba jest nieuleczalna. Kto raz się zarazi pszczelarstwem , ten już choruje do końca życia. Moje dzieci też się już zarażają. (Robi_Robson)
W grudniu 2011 zmarł mój teść, szybka decyzja rodziny, pszczołami zajmie się Zdzisław czyli mój mąż. Mąż oznajmił ,,Ty zajmij się teorią a ja pomogę Ci w praktyce ". Ja cała w strachu, czy wszystko dobrze zapamiętam, to co przeczytam. Szukając materiałów w internecie znalazłam forum Pasieki Michałów. Przez pewien czas tylko czytałam, obserwowałam, potem odważyłam się napisać.Na pytanie jak przetransportować ule na własną posesję szybko odpowiedział mi Malon-mój pierwszy nauczyciel. Nadzorował mój każdy krok, jestem mu ogromnie wdzięczna za wszystkie słowa otuchy. Tu też dowiedziałam się, że blisko mnie mieszka Robi-Robson, mogę liczyć na jego pomoc ( tak myślę ). Nieocenionym przyjacielem okazał się Andrzej - qq -o każdą bzdurę zawracałam mu głowę na Gadu-gadu. Nie jestem doświadczonym pszczelarzem ( jak głosi mój awatar ), ale wiem , że mam tu coraz więcej przyjaciół, którzy w razie problemu pomogą. A mój mąż trochę mnie oszukał , bo i teorii i praktyki musiałam się nauczyć. Jestem szefową pasieki Pozdrawiam początkujących i wprawionych w tym fachu. (Bożena)
Od dziecka byłem wielkim miłośnikiem zwierząt. Zawsze kręciły mnie roślinki, ogródek, działka, na której teraz trzymam swoje podopieczne. Moja przygoda zaczęła się w 2007 roku, kiedy zacząłem biegać za moim śp. dziadkiem i podpatrywać co robi przy ulach. Kiedy rok później zmarł, miałem wówczas 14 lat i mimo sprzeciwów w rodzinie kontynuowałem to zajęcie razem z moim wujkiem, który pomagał dziadkowi. Wiosną następnego roku przyleciały do moich pustych uli kolejne 3 roje (co uznałem za dość nadzwyczajne zjawisko), a w kolejnych latach to już było z górki, kiedy sam powiększałem pasiekę. Pamiętam, że początki były ciężkie, moje techniki hodowlane dość amatorskie i nieestetyczne ale z czasem było coraz lepiej aż w końcu jest wspaniale. Pokochałem te owady, to arcymistrzynie samodzielności i pracowitości. Prawdziwe lekarki, zawsze mnie pocieszały, budowały na duchu, nie mogę nigdy wyjść z pasieki i oderwać od nich wzroku. Staram się wypełniać swoją rolę jak najlepiej porównując się bardziej do opiekuna, dzięki takiej trosce odbieram imponujące ilości miodu. Mimo, że praktyka uczyła mnie najlepiej, postanowiłem się dokształcić czytając kolejne lektury, fora internetowe, a kiedy nabrałem doświadczenia i wiedzy zacząłem pisać nietypowe artykuły do magazynów pszczelarskich. Hodowla pszczół to wspaniałe zajęcie, przy którym człowiek nigdy się nie znudzi ani nie zmęczy, nie bójcie się więc i śmiało podejmujcie się tej pasji! (Petrus)
Kiedyś mój nauczyciel - pszczelarz na lekcji biologii opowiadał o życiu pszczół. Długo po tym, mniej więcej rok temu, zacząłem na poważnie myśleć o założeniu pasieki. Potem było już z górki - czytałem literaturę pszczelarską, szperałem w necie, wypytywałem w/w pszczelarza, robiłem badania alergiczne i powoli zdobywałem sprzęt. Zaczynałem od zera, nikt w mojej najbliższej rodzinie nie był pszczelarzem. Najbardziej bałem się użądleń, które pamiętałem tylko z czasów wczesnego dzieciństwa, ale wiedząc, że nie jestem uczulony stwierdziłem, że to mały problem. Zrobiłem przegląd, potem jeszcze kilka, podkarmiłem pszczoły na zimę, a teraz czekam na wiosnę i pierwszy miód. (lizak)
Pewnego dnia - ponad ćwierć wieku temu - 'zostałem' zięciem. Pełniejsza 'akceptacja' jako ... , nastąpiła po pytaniu: czy "boję się pszczół" . Oczywiście chwacko odpowiedziałem , że "nie" choć obawiałem się ich. Od tego czasu pomagałem przy pewnych (nie wszystkich) pracach pasiecznych. Pszczoły nie interesowały mnie, pomagałem tylko teściowi, lubiliśmy się. Ma pomoc 'zaowocowała' miodem w domu , większą ilością. Zainteresowałem się wtedy 'tematem' ''miody pitne i .... praktycznie ''czynić'' 'temat' zacząłem. Mijały lata, ma 'pomoc' stała się 'przejęciem' pewnych prac w pasiece (głównie miodobranie), ale zawsze "pod okiem" teścia. Nadszedł ten nieuchronny 'termin'. Teść wezwał mnie i krótko oznajmił: "masz się zaopiekować moimi pszczołami by nie umarły razem ze mną". 'Zaopiekowałem ' się ... do tej pory to czynię z coraz większą radością. Me dotychczasowe zainteresowania i dotychczasowe hobbystyczne czynności - 'zeszły' na plan ''drugi''. Wszystkie plany na następny rok, miesiąc , urlop i inne są 'za pszczołami'. By opieka ma była 'właściwa' potrzebna była mi wiedza,. Poszukując jej znalazłem dobrych ,życzliwych ,ciekawych ... ludzi ''chodzących koło pszczół''. Obcowanie z Nimi ,najpierw na forum PM potem w kontaktach osobistych sprawiły ,że okazało się : potrafię zrobić ul, nawet taki z 'wydłubaną' w pieńku ozdobą. Ponieważ o 'pszczołach' wciąż się uczę , poznaję ... może się okazać ,że coś nowego ... 'potrafię' . "Chodzenie koło pszczół" okazało się ... i wciąż jest inspirujące. Moje dalsze .... nie mogę sobie jakoś wyobrazić bez ''pszczół'' (PiotrekF)
Nasza przygoda z pszczołami zaczęła się około 30 lat temu. Otóż sąsiad powiedział mężowi że na gruszce w polu wisi rój pszczół. Mąż z ciekawości poszedł obejrzeć i pomyślał że fajnie byłoby zaopiekować się nimi. Poszedł do wuja pszczelarza czy nie pożyczy lub sprzeda mu ula. Wujek dał mu kilka starych warszawiaków do poprawienia. Mąż chwilowo wziął najlepszy i 5 ramek z suszem. Ubrał się w waciaki, gumofilce, grube rękawice i kapelusz, wziął pożyczony podkurzacz. Sąsiad pilnował rój skrapiając wodą, mąż ściął gałąź z rojem i przyniósł do domu i obsadził w ulu. Spocił się w tych waciakach, bo to był czerwiec. Mąż nie miał „zielonego” pojęcia o pracy z pszczołami ale przy pomocy wuja doprowadził te pszczoły do zimowania. Przez zimę podreperował pozostałe ule, dorobił ramki, zaczął się dokształcać z książek i czasopism. Na wiosnę okazało się, że pszczoły mają się dobrze, a w sezonie przyleciały same do pustych uli dwa roje. Dostał też trochę sprzętu od innego znajomego starszego pszczelarza. Jednak oboje pracowaliśmy więc to raczej hobbistycznie zajmowaliśmy się nimi. Mój udział był przy miodobraniach i jak to się mówi „przynieś, wynieś, pozamiataj” aż do 2012 roku, kiedy to coś złego działo się w pasiece, postanowiłam unowocześnić i rozwinąć pasiekę oraz mieć swoje pszczoły. Książki, czasopisma oraz forum PM wiele mnie nauczyły, wiele zrozumiałam. I co dziwne, mój mało „postępowy” mąż dał się (z oporami) wciągnąć w nowości, zamienił beleczki na powałki, wymienione matki, 2 nowe ule zrobił z dennicą higieniczną, wprowadzone nowe leki przeciw warrozie, dbamy o odpowiednią roślinność. Pracujemy cały czas na warszawskich zwykłych z nadstawkami, ale na 2014 zamówiłam z dotacji wielkopolskie. Żałuję że wcześniej nie zainteresowałam się bliżej pszczołami bo jest to cudowna praca. Pod okiem męża za zimowałam 4 własne rodziny, mąż 12. Teraz czekam z niecierpliwością na wiosnę. (Myszka)
Dawno, dawno temu pracowałem przy pszczółkach z Wujkiem. Praca polegała na: przynieść, wynieść, pozamiatać. Nawet nie pamiętam jaki to był typ ula , ale prawdopodobnie warszawski zwykły. Oczywiście miód wyciskaliśmy ręcznie a wyciśnięty wosk zamienialiśmy na węzę. Były to lata sześćdziesiąte ub. wieku. Później wyjechałem do szkoły w Łodzi, później praca . Po śmierci wujka chciałem zagospodarować pszczółki bo lubię przyrodę i kochane pszczoły ale się nie udało . Sam możliwości nie miałem , rodzina, praca , brak miejsca itp.. ALE ....... 4 lata temu przy usilnych namowach teścia mojego syna , dostałem trzy rodzinki z ulami DADANTA Leżaki i tak się zaczęło . Książki, Forum , Miesięczniki, głupie pytania również na tym Forum i dobre odpowiedzi. Jakąś tam wiedzę już mam, jest 6 Dadantów w tym 5 korpusowych, wydajność 30 litrów z jednego ula. Chce dojść do 10 i wydajności 50 litrów z jednego ula. Ponieważ jestem na emeryturze, cały czas poświęcam pszczółkom i działce i jestem przez to bardzo szczęśliwym człowiekiem. (mniszek)
Administratorzy Portalu pięknie dziękują za nadesłane teksty kolegów i koleżanek z forum. Chętnie wstawimy wspomnienia każdego z was, prosimy przesyłać na [email protected]