Jak walczyliśmy z warrozą?
W chwili kiedy nic nie działało na nasze pszczoły postanowiliśmy kombinować na własną rękę. Nie wiedzieliśmy bardzo co robimy, jaki będzie tego skutek, waliliśmy do uli - kolokwialnie mówiąc- wszystko co mieliśmy pod ręką.
W domu miałem jakieś nieruszone niemiecko-szwedzkie zioła Marii Treben (ich skład: piołun 10 g, mirra 5g, szafran 0,2g, liść senesu 10g, kamfora 10g, aloes 4 g, korzeń rabarbaru 10g, korzeń kurkumy 10g, manna 10g, teriak 10g, dziewięćsił 5g, mięta pieprzowa 3g, korzeń arcydzięgla 10g). Mieliśmy też bardzo dużo suszonej mięty, wrotyczu, zaczęliśmy w panice wszystko to palić w podkurzaczach i zadymiać ule. Po pewnym czasie ku naszemu zdziwieniu po takich komorach gazowych pszczołom nic nie było, natomiast wkładki dennicowe były koloru chińskiej flagi. Roztocza były martwe, pszczoły nabrały witalności, uwolniły się od ciężaru. Nie chcemy broń Boże nic reklamować, narzucać ani potwierdzać, ale polecić wypada (tak jak Sabard z Rapicidem czy Alfą i Omegą -5). Doszliśmy z Michałem do wniosku, że warroza zaczyna puszczać pszczołę w przypadku silnego zadymienia i stężenia dwutlenku węgla. Odpada nie tyle po uwolnieniu się substancji aktywnej co właśnie przy wysokim stężeniu CO2, a reszta robi swoje. Roztocza musiały zostać sparaliżowane po takiej mieszance gorzkich ziół. Sami gdy wąchaliśmy dym zaczęliśmy się dusić, czuć było kamforę, mentol, gorzki piołun, taki tymol trochę, pamiętam, że mieliśmy takie powietrze w ustach i drogach oddechowych jak po umyciu zębów pastą ziołową. Warroza niesamowicie się posypała po 3-4 krotnym okadzeniu uli. Resztę dopełnił ściągnięty Perizin - dokonał tylko formalności, czyszcząc ostatnie sztuki pajęczaków. Co takiego zrobiliśmy?
Po południu kiedy zbieraczki wracały już do uli rozpaliliśmy nasze 3 podkurzacze, zapełniliśmy 1/4 puszki, wytworzyliśmy gorący, tlący się żar (papier, podpałka tekturowa do grilla, trochę sprasowanych wiórów) i na to tuż przy samych ulach wrzuciliśmy sporo ziół z torebki, zasypaliśmy nimi żar. Michał otworzył 3 środkowe uliczki w ulu a ja dmuchałem miechem w wylot, przysunąłem podkurzacz do samego wylotu i dotąd wpuszczałem gęsty, żrący dym dopóki nie zaczął wylatywać uliczkami i otworami w podkarmiaczkach. Ul wyglądał jakby się palił wewnątrz, dym wychodził wszystkimi otworami, pszczoły wychodziły na wylot, mocno bzyczały i ostro wentylowały skrzydełkami. Jak dym zaczął wylatywać górą, zamknęliśmy z powrotem ramki i daszki, nie zamykaliśmy gąbką wylotu jak w przypadku Apiwarolu, i tak uważam, że dym zrobił swoje. Postąpiliśmy tak z każdym ulem. Zabiegi poprawialiśmy dymem ze spalonej, suszonej mięty pieprzowej, melisy i wrotyczu (niektórzy polecają też ostrą odmianę mięty syberyjskiej). Efekt był podobny, roztocza leżały nieżywe na dennicy.
Nie wiem czy odkryliśmy jakąś złotą metodę, myślę, że każdy dym po prostu oszołamia warrozę, która pod wpływem zaburzenia oddychania puszcza się od robotnic i zlatuje na dno. Warto mieć położoną, natłuszczoną olejem roślinnym sztywną kartkę z bloku technicznego czy jakąś tekturkę. Myślę, że można polecić zastosowanie ziół, tymianku, w którym jest tymol, możecie sami pobawić się z różnymi zielskami, pokrzywą na przykład i sami zobaczycie co z tego będzie. W znacznym stopniu takie okadzanie pomogło i uratowało naszą pasiekę. Na stan 08 styczeń 2013 żyją wszystkie rodziny. Ubolewamy tylko nad tym, że pszczelarze muszą działać i kombinować na własną rękę, np. w przypadku nieskuteczności jedynego wprowadzonego leku jakim jest Biowar 500.
Po licznych ciężkich zabiegach będziemy wymieniali 100% plastrów wiosną w każdym ulu, rozważamy przeniesienie rodzin do nowych uli, a także planujemy badanie pierwszego miodu i syropu zimowego na zawartość pozostałości substancji aktywnych naszych manewrów. O wynikach wkrótce poinformujemy.
Administrator Tomek
Czekamy na ew. pytania na forum i przez formularz kontaktowy.
W domu miałem jakieś nieruszone niemiecko-szwedzkie zioła Marii Treben (ich skład: piołun 10 g, mirra 5g, szafran 0,2g, liść senesu 10g, kamfora 10g, aloes 4 g, korzeń rabarbaru 10g, korzeń kurkumy 10g, manna 10g, teriak 10g, dziewięćsił 5g, mięta pieprzowa 3g, korzeń arcydzięgla 10g). Mieliśmy też bardzo dużo suszonej mięty, wrotyczu, zaczęliśmy w panice wszystko to palić w podkurzaczach i zadymiać ule. Po pewnym czasie ku naszemu zdziwieniu po takich komorach gazowych pszczołom nic nie było, natomiast wkładki dennicowe były koloru chińskiej flagi. Roztocza były martwe, pszczoły nabrały witalności, uwolniły się od ciężaru. Nie chcemy broń Boże nic reklamować, narzucać ani potwierdzać, ale polecić wypada (tak jak Sabard z Rapicidem czy Alfą i Omegą -5). Doszliśmy z Michałem do wniosku, że warroza zaczyna puszczać pszczołę w przypadku silnego zadymienia i stężenia dwutlenku węgla. Odpada nie tyle po uwolnieniu się substancji aktywnej co właśnie przy wysokim stężeniu CO2, a reszta robi swoje. Roztocza musiały zostać sparaliżowane po takiej mieszance gorzkich ziół. Sami gdy wąchaliśmy dym zaczęliśmy się dusić, czuć było kamforę, mentol, gorzki piołun, taki tymol trochę, pamiętam, że mieliśmy takie powietrze w ustach i drogach oddechowych jak po umyciu zębów pastą ziołową. Warroza niesamowicie się posypała po 3-4 krotnym okadzeniu uli. Resztę dopełnił ściągnięty Perizin - dokonał tylko formalności, czyszcząc ostatnie sztuki pajęczaków. Co takiego zrobiliśmy?
Po południu kiedy zbieraczki wracały już do uli rozpaliliśmy nasze 3 podkurzacze, zapełniliśmy 1/4 puszki, wytworzyliśmy gorący, tlący się żar (papier, podpałka tekturowa do grilla, trochę sprasowanych wiórów) i na to tuż przy samych ulach wrzuciliśmy sporo ziół z torebki, zasypaliśmy nimi żar. Michał otworzył 3 środkowe uliczki w ulu a ja dmuchałem miechem w wylot, przysunąłem podkurzacz do samego wylotu i dotąd wpuszczałem gęsty, żrący dym dopóki nie zaczął wylatywać uliczkami i otworami w podkarmiaczkach. Ul wyglądał jakby się palił wewnątrz, dym wychodził wszystkimi otworami, pszczoły wychodziły na wylot, mocno bzyczały i ostro wentylowały skrzydełkami. Jak dym zaczął wylatywać górą, zamknęliśmy z powrotem ramki i daszki, nie zamykaliśmy gąbką wylotu jak w przypadku Apiwarolu, i tak uważam, że dym zrobił swoje. Postąpiliśmy tak z każdym ulem. Zabiegi poprawialiśmy dymem ze spalonej, suszonej mięty pieprzowej, melisy i wrotyczu (niektórzy polecają też ostrą odmianę mięty syberyjskiej). Efekt był podobny, roztocza leżały nieżywe na dennicy.
Nie wiem czy odkryliśmy jakąś złotą metodę, myślę, że każdy dym po prostu oszołamia warrozę, która pod wpływem zaburzenia oddychania puszcza się od robotnic i zlatuje na dno. Warto mieć położoną, natłuszczoną olejem roślinnym sztywną kartkę z bloku technicznego czy jakąś tekturkę. Myślę, że można polecić zastosowanie ziół, tymianku, w którym jest tymol, możecie sami pobawić się z różnymi zielskami, pokrzywą na przykład i sami zobaczycie co z tego będzie. W znacznym stopniu takie okadzanie pomogło i uratowało naszą pasiekę. Na stan 08 styczeń 2013 żyją wszystkie rodziny. Ubolewamy tylko nad tym, że pszczelarze muszą działać i kombinować na własną rękę, np. w przypadku nieskuteczności jedynego wprowadzonego leku jakim jest Biowar 500.
Po licznych ciężkich zabiegach będziemy wymieniali 100% plastrów wiosną w każdym ulu, rozważamy przeniesienie rodzin do nowych uli, a także planujemy badanie pierwszego miodu i syropu zimowego na zawartość pozostałości substancji aktywnych naszych manewrów. O wynikach wkrótce poinformujemy.
Administrator Tomek
Czekamy na ew. pytania na forum i przez formularz kontaktowy.