Często są zgłaszane problemy dotyczące zauważenia roju pszczół w drzewie, najczęściej lekko spróchniałym. Jeśli drzewo nie znajduje się na własnym terenie to o zgodę na przeniesienie roju (łączy się to z uszkodzeniem drzewa) należy pytać bezpośrednio najbliższe władze.
Cała akcja jest bardzo skomplikowana, ryzykowna i niesie ze sobą duży wysiłek fizyczny.
Najlepiej, aby taką akcję przeprowadzało dwóch pszczelarzy (asystent obowiązkowo), a najlepiej aby całością kierował doświadczony pszczelarz.
Nie ma konkretnego sposobu na przeniesienie pszczół z drzewa do ula. Są metody kombinacyjne łączące wiedzę teoretyczną z działaniem pszczelarza.
Na początek można spróbować wypędzić pszczoły dymem (zgarnąć do rojnicy razem z matką). Niestety ta metoda jest mało skuteczna. Miałem kiedyś przypadek, że do starej, spróchniałej jabłonki zleciała się rójka. Wykonałem 2 cięcia piłą, tak aby dostać się do centrum gniazda. Było z tym sporo zabawy. Akcję przeprowadzałem późnym popołudniem (17-18). Do rojnicy zmiataliśmy (ja i mój stryj) pszczoły, wyjmowaliśmy je na szufelce, wybieraliśmy garściami i wszystko strząsaliśmy do skrzynki. Wycięliśmy wszystkie dzikie plastry, łącznie z czerwiem i zapasami, umieściliśmy je na drutach (zostały przewleczone drutem i powieszone nad ramkami w ulu). Pszczoły mocno się wściekały, puściły alarm, siedziało kilkaset pszczół na korze i machały odwłokami. Cały rój - już w rojnicy spryskaliśmy olejkiem miętowym i wodą, po czym dosłownie wsypaliśmy go do ula w otwartą przestrzeń (wyjęliśmy 5 ramek ze środka), następnie zamknęliśmy całość beleczkami. (Ule warszawskie poszerzane) Przy każdej czynności towarzyszyła nam niepewność, nie wiedzieliśmy czy czasem pszczoły nie wrócą. Mnóstwo pszczół kręciło się jeszcze przy starym gnieździe. Godzinę staliśmy wymiataliśmy resztki pszczół i szukaliśmy królowej. Nie znaleźliśmy jej, mieliśmy po prostu nadzieję, że była już w rojnicy. W ulu znajdowały się ramki z węzą, 2 ramki z zasklepionym pokarmem i jedna ramka z czerwiem z innej rodziny (w różnych stadiach rozwoju). To była specjalna „prowokacja”, aby pszczoły nie uciekły. Ul został zamknięty, a otwór w drzewie został zabity płótnem. Nazajutrz wszystko wydawało się ok. Zajrzeliśmy do ula, pszczoły rozeszły się po ramkach, siedziały jeszcze na dzikich plastrach gdzie był czerw. Matkę w końcu udało się odnaleźć, była nieoznakowana. Uliczki zostały profilaktycznie polane Beevitalem Hive Clean, wieczorem podaliśmy syrop cukrowy. Trochę pszczół oblatywało jeszcze jabłonkę, ale w ciągu 4 kolejnych dni wszystkie uspokoiły się. Były bardzo agresywne, właziły gdzie się dało, do butów, pod kapelusz, zdziwiłem się, ponieważ jedną miałem przy kołnierzu od wewnątrz. Mieliśmy po prostu szczęście, ponieważ matkę udało się zmieść od razu do rojnicy. Gdyby jednak pszczoły wróciły do drzewa świadczyłoby to o obecności matki w starej dziupli. Akcję należy wtedy powtórzyć, dokładnie zmiatając absolutnie wszystkie pszczoły. Uważam, że nie ma czasu na bawienie się i szukanie matki w małym otworze w dziupli. Jest inna metoda podawana przez pszczelarzy. Można do drzewa dobić/powiesić/ustawić obok (ul) / skrzynkę z czerwiem i pokarmem. Są przypadki gdzie pszczoły same przeszły razem z matką do przygotowanej skrzynki/ula. Pszczoły czują pokarm, a widząc młode wznowią instynkt opieki i bez problemu przejdą wszystkie do wyznaczonego miejsca.
Do takiej akcji konieczne jest używanie podkurzacza, zraszacza z wodą, (olejki aromatyczne). Do tego przydadzą się: nóż, piła, rojnica. Wszystko ładnie wygląda w teorii, ale w „realu” nie jest to przyjemne. Przez tydzień nie mogłem zginać nadgarstka, tak intensywnie pracował podkurzaczem. Pszczoły są wtedy niezwykle wściekłe, w końcu to jest naturalne, że będą broniły gniazda. Grubo po 20 wyszliśmy z pasieki ledwo przytomni i zmęczeni. Do takiego zajęcia koniecznie są potrzebne minimum 2 osoby. Wszystko dokładnie zmiatać, każdą pszczołę, zajrzeć do środka drzewa, wyciąć wszystkie dzikie plastry, delikatnie ułożyć je w ulu, aby nie zniszczyć czerwiu. Taka akcja jest niesamowicie trudna, na początku pszczoły były dość łagodne, pracowaliśmy spokojnie i powoli, aż pszczoły mocno się zdenerwowały i dosłownie na nas rzuciły. Wtedy powolne, spokojne wycinanie plastrów przerodziło się w lekko paniczne i szybkie wyjmowanie pszczół. Było dużo zakamarków więc matka mogła się gdzieś schować, jednak udało się ją przenieść.
Warto wiosną przyjrzeć się starszym drzewom, czy nie mają spróchniałych otworów, jeśli mają proponuję je wypchać styropianem i założyć na nie płótno. To taka metoda zapobiegawcza wchodzeniu rójek do niepożądanych miejsc.
Cała akcja jest bardzo skomplikowana, ryzykowna i niesie ze sobą duży wysiłek fizyczny.
Najlepiej, aby taką akcję przeprowadzało dwóch pszczelarzy (asystent obowiązkowo), a najlepiej aby całością kierował doświadczony pszczelarz.
Nie ma konkretnego sposobu na przeniesienie pszczół z drzewa do ula. Są metody kombinacyjne łączące wiedzę teoretyczną z działaniem pszczelarza.
Na początek można spróbować wypędzić pszczoły dymem (zgarnąć do rojnicy razem z matką). Niestety ta metoda jest mało skuteczna. Miałem kiedyś przypadek, że do starej, spróchniałej jabłonki zleciała się rójka. Wykonałem 2 cięcia piłą, tak aby dostać się do centrum gniazda. Było z tym sporo zabawy. Akcję przeprowadzałem późnym popołudniem (17-18). Do rojnicy zmiataliśmy (ja i mój stryj) pszczoły, wyjmowaliśmy je na szufelce, wybieraliśmy garściami i wszystko strząsaliśmy do skrzynki. Wycięliśmy wszystkie dzikie plastry, łącznie z czerwiem i zapasami, umieściliśmy je na drutach (zostały przewleczone drutem i powieszone nad ramkami w ulu). Pszczoły mocno się wściekały, puściły alarm, siedziało kilkaset pszczół na korze i machały odwłokami. Cały rój - już w rojnicy spryskaliśmy olejkiem miętowym i wodą, po czym dosłownie wsypaliśmy go do ula w otwartą przestrzeń (wyjęliśmy 5 ramek ze środka), następnie zamknęliśmy całość beleczkami. (Ule warszawskie poszerzane) Przy każdej czynności towarzyszyła nam niepewność, nie wiedzieliśmy czy czasem pszczoły nie wrócą. Mnóstwo pszczół kręciło się jeszcze przy starym gnieździe. Godzinę staliśmy wymiataliśmy resztki pszczół i szukaliśmy królowej. Nie znaleźliśmy jej, mieliśmy po prostu nadzieję, że była już w rojnicy. W ulu znajdowały się ramki z węzą, 2 ramki z zasklepionym pokarmem i jedna ramka z czerwiem z innej rodziny (w różnych stadiach rozwoju). To była specjalna „prowokacja”, aby pszczoły nie uciekły. Ul został zamknięty, a otwór w drzewie został zabity płótnem. Nazajutrz wszystko wydawało się ok. Zajrzeliśmy do ula, pszczoły rozeszły się po ramkach, siedziały jeszcze na dzikich plastrach gdzie był czerw. Matkę w końcu udało się odnaleźć, była nieoznakowana. Uliczki zostały profilaktycznie polane Beevitalem Hive Clean, wieczorem podaliśmy syrop cukrowy. Trochę pszczół oblatywało jeszcze jabłonkę, ale w ciągu 4 kolejnych dni wszystkie uspokoiły się. Były bardzo agresywne, właziły gdzie się dało, do butów, pod kapelusz, zdziwiłem się, ponieważ jedną miałem przy kołnierzu od wewnątrz. Mieliśmy po prostu szczęście, ponieważ matkę udało się zmieść od razu do rojnicy. Gdyby jednak pszczoły wróciły do drzewa świadczyłoby to o obecności matki w starej dziupli. Akcję należy wtedy powtórzyć, dokładnie zmiatając absolutnie wszystkie pszczoły. Uważam, że nie ma czasu na bawienie się i szukanie matki w małym otworze w dziupli. Jest inna metoda podawana przez pszczelarzy. Można do drzewa dobić/powiesić/ustawić obok (ul) / skrzynkę z czerwiem i pokarmem. Są przypadki gdzie pszczoły same przeszły razem z matką do przygotowanej skrzynki/ula. Pszczoły czują pokarm, a widząc młode wznowią instynkt opieki i bez problemu przejdą wszystkie do wyznaczonego miejsca.
Do takiej akcji konieczne jest używanie podkurzacza, zraszacza z wodą, (olejki aromatyczne). Do tego przydadzą się: nóż, piła, rojnica. Wszystko ładnie wygląda w teorii, ale w „realu” nie jest to przyjemne. Przez tydzień nie mogłem zginać nadgarstka, tak intensywnie pracował podkurzaczem. Pszczoły są wtedy niezwykle wściekłe, w końcu to jest naturalne, że będą broniły gniazda. Grubo po 20 wyszliśmy z pasieki ledwo przytomni i zmęczeni. Do takiego zajęcia koniecznie są potrzebne minimum 2 osoby. Wszystko dokładnie zmiatać, każdą pszczołę, zajrzeć do środka drzewa, wyciąć wszystkie dzikie plastry, delikatnie ułożyć je w ulu, aby nie zniszczyć czerwiu. Taka akcja jest niesamowicie trudna, na początku pszczoły były dość łagodne, pracowaliśmy spokojnie i powoli, aż pszczoły mocno się zdenerwowały i dosłownie na nas rzuciły. Wtedy powolne, spokojne wycinanie plastrów przerodziło się w lekko paniczne i szybkie wyjmowanie pszczół. Było dużo zakamarków więc matka mogła się gdzieś schować, jednak udało się ją przenieść.
Warto wiosną przyjrzeć się starszym drzewom, czy nie mają spróchniałych otworów, jeśli mają proponuję je wypchać styropianem i założyć na nie płótno. To taka metoda zapobiegawcza wchodzeniu rójek do niepożądanych miejsc.