PORTAL PAsiekI michałów
  • Strona główna
  • Nasza działalność
  • Czytelnia
  • Porady
  • Publikacje
  • Oferta szkoleniowo-dydaktyczna
  • Kalendarium i organizacja wydarzeń
  • Forum
  • Galeria
  • Polecani i sprawdzeni
  • Kontakt z nami

Rapicid - dość trucia pszczół!

Na naszej grupie dyskusyjnej na Facebooku wywiązała się dyskusja, podczas której padła w moją stronę wypowiedź, której nie pozostawię bez komentarza. Ponieważ sprawa nabiera tempa i staje się co raz bardziej irytująca, postanowiłem w szerokim artykule odnieść się do całości, która skupia się wokół tematu stosowania słynnego detergentu Rapicidu.

Jeden z Internautów cytując, napisał: „Aby się wypowiadać tak zdecydowanie jak Ty na ten temat trzeba przeprowadzić lub zlecić naukowe badania. Co do stawianego pytania- co doprowadziło, to odpowiem, ten sam problem co w tysiącach pasiek, tylko trzeba mieć odwagę o tym mówić. Jeżeli jesteś taki znakomity to podaj mi skuteczną receptę na walkę z warrozą, nosemozą, chorobami grzybowymi i wirusowymi itp.”

Zacznijmy od pewnych faktów. Owszem, należy zgodzić się z tym, że problem warrozy dotyka wielu pszczelarzy, rozbija roje, powodując gwałtowny spadek pszczół lotnych znany u nas jako syndrom pustego ula, ale zauważmy ilu jest pszczelarzy, nawet tych, którzy stale relacjonują swoje poczynania w sieci – którzy doskonale sobie radzą z tą chorobą i udaje im się przezimować zdrowe i silne rodziny. Nie marudzą, nie okazują swojego zniechęcania ale stają na wysokości zadania, wiedzą co należy robić i jak wygrać tę bitwę. Problem warrozy powtarza się co roku, ale zamiast rozkładać ręce i czekać do października aż się odratuje pasiekę aplikacją Rapicidu to pszczelarze powinni nieustępliwie walczyć z tym pasożytem wszystkimi dostępnymi środkami. Kolokwialnie mówiąc – wziąć byka za rogi. Ja nie twierdzę, że mamy wystarczającą gamę środków leczniczych w Polsce przeciwko warrozie, bo jest to zestaw zdecydowanie za wąski, ale tym co jest dostępne - jesteśmy w stanie pozbyć się tej choroby. Do czego zmierzam? Obserwując niektórych pszczelarzy mam wrażenie, że odpuścili leczenie pszczół dostępnymi, zarejestrowanymi środkami, będąc w przekonaniu, że są za drogie i nieskuteczne i czekają tylko na odpowiedni moment by użyć Rapicidu. To jest niedopuszczalne zachowanie. Odpowiadając na zadane pytanie – bezdyskusyjnym błędem popełnianym przez pszczelarzy jest spóźnione zwalczanie warrozy. Pisaliśmy już o tym na forum pasieki Michałów i na portalu. Działanie większości pszczelarzy w kwestii zwalczania warrozy jest zakodowane na bezmyślnym ich czekaniu do jesieni (bo tak jest oczywiście na ulotce Apiwarolu – okres bezczerwiowy). Zabiegi fumigacyjne Apiwarolem rozpoczynają się w połowie września – w dzisiejszych czasach, jest to zdecydowanie za późno! A niektórzy czekają jeszcze do października, bo zwykle wrzesień mamy ciepły i są jeszcze duże ilości czerwia krytego. W ulach panuje już w tym czasie inwazja warrozy nie dość, że na czerwiu to i na dorosłych osobnikach. O skutkach jakie wywołuje warroza nie będę pisał, gdyż wszyscy je znają. Jak zatem działać by nie przegrać tej bitwy? To proste, logiczne rozwiązanie. Należy już z początkiem sierpnia stosować pierwsze zabiegi, noszących nazwę oczyszczających. Polega to na zredukowaniu roztoczy Varroa Destructor, poprzez usunięcie ich z dorosłych osobników pszczół. Zabiegi wykonuje się najczęściej w pełni bezpiecznym preparatem Beevital Hive Clean lub tradycyjnym egipskim środkiem (rzadki syrop cukrowy w połączeniu z sokiem cytrynowym). Może to również być obsypywanie ramek cukrem pudrem. Systematyczne, regularne oblewanie uliczek międzyramkowych tymi płynami pozwoli zrzucić z pszczół warrozę, która już sparaliżowana gromadzi się na podsuniętej kartce z olejem, bądź specjalnej wkładce Beevitalu. Zabiegi stosuje się do rozpoczęcia głównego leczenia, które może mieć już miejsce we wrześniu czy październiku, chodzi tu oczywiście o fumigację Apiwarolem. Te zabiegi powinny być zwiększone nawet ale maksymalnie do pięciu razy. Kontrolne odymianie Apiwarolem powinno być powtórzone w październiku a nawet i w listopadzie. W sierpniu jest bardzo dużo tej warrozy, jej nie widać, gdyż gromadzi się licznie w czerwiu, gdy się wygryzie rozpoczyna się kolejny cykl tych pasożytów, stąd należy regularnie zbijać ich ilość poprzez wymuszone oczyszczanie się pszczół. Jednego tygodnia wydaje się być wszystko w porządku, w następnym tygodniu rodziny pszczele wyglądają jak po pięciokrotnym wyrojeniu. Taktyka jest prosta – nie można dopuścić do cichego namnożenia się warrozy w czerwiu, który się później wygryzie od razu ze zdeformowanymi skrzydełkami u robotnic. Problem polega na tym, że wirusy te niczym się nie objawiają. Już dawno nikt nie stwierdził pełnej choroby  np. chronicznego paraliżu  pszczół. Nie ma objawów tych chorób. Jest za to natychmiastowe znikanie pszczół. Nie można ich niczym zatrzymać. My je mamy ciągle tymi płynami pobudzać do wiercenia się i oczyszczania. To bardzo ważne i priorytetowe by takie bierne zwalczanie warrozy rozpocząć już w sierpniu równolegle do podkarmiania pobudzającego czy karmienia już tego zimowego. We wrześniu i październiku zabiegi typowymi środkami leczniczymi powinny stanowić już tylko formalność i dobić resztę pasożytów. Innym wariantem, bardzo skutecznym byłoby trzykrotne bądź czterokrotne zastosowanie 85% kwasu mrówkowego, którego zaletą jest to, że zabija warrozę również pod zasklepem czerwia. Ten wariant popierają pracownicy naukowi warszawskiego SGGW – prof. dr hab. Grażyna Topolska i lek. wet. Anna Gajda, sierpniowy zabieg kwasem mrówkowym pozwala uchronić pszczoły przed zagładą. Jak zaznaczała w rozmowie dr Gajda - kwas trzeba umiejętnie stosować, tak jak jest to zalecane. Większość pszczelarzy twierdzi, że sugerowana dawka jest za mała, więc uzupełniają ją o pewną porcję, która jest już śmiertelna dla rodziny pszczelej, stąd zniechęcają się tą formą leczenia, nie widząc błędów po swojej stronie. Trzeba to robić z rozwagą. Jestem bardzo gorącym zwolennikiem stosowania kwasów organicznych i ramek pracy w miesiącach wiosenno-letnich. Bezdyskusyjnie to warroza i towarzyszące jej wirusy są odpowiedzialne za znikanie pszczół. Nie ma czegoś takiego, że nie widzimy warrozy i nie będziemy marnować leku. CHYTRY TRACI 2 RAZY! Mamy obowiązek ją zwalczać! Podejmujemy walkę od razu po ostatnim miodobraniu, a nie wtedy gdy zobaczymy zdeformowane skrzydła u robotnic. Lekkie zabiegi oczyszczające można wykonywać w samych rodniach w trakcie trwania pożytku. Nie powinno to zaburzyć składu miodu. Póki co to jest to na razie najlogiczniejsza teoria, której poznanie pozwoli uratować pszczele rodziny od zagłady. Jak nie będzie warrozy to nie będzie wirusów, lepiej od razu zapobiegać, niż potem nerwowo zastanawiać się jak leczyć.

Kluczową rolę odgrywają rabunki. Rabowane są zwykle najsłabsze rodziny, od kiedy na własnej skórze przekonałem czym jest rabunek to bardzo restrykcyjnie i surowo pilnuję by nie doprowadzić do tego zjawiska ponownie. To wielka masakra w pasiece. Utrzymuję rodziny względnie ostre, bardzo silne, pozwalam matce w sierpniu intensywnie czerwić, a wyloty w momencie ustania pożytku (u mnie to przekwitnięcie gryki) są zwężone wkładkami na otwór „1 pszczoły”. I takie wyloty mają wszystkie rodziny, bez względu na ich siłę. Jest lekki „korek” przy wchodzeniu pszczół do ula, ale to tylko dla ich dobra. Wspomnę jeszcze o naszych, dostępnych środkach leczniczych. Żeby było jasne nie uznaję Bayvarolu, gdyż jest on nieskutecznym środkiem, podobne obserwacje zanotowano przy użyciu pasków Biowar500. W ulach pomimo zawieszonych pasków w przypadku zarówno Bayvarolu jak i Biowaru szalała warroza, było „czerwono” niczym na Kremlu, widoczne były pszczoły ze zdeformowanymi skrzydłami. Nieskuteczność ta wynika nie tyle z małej zjadliwości substancji czynnej co ze struktury i materiału pasków. Są one plastikowe a ich idea polega na ocieraniu się o nie pszczół i roznoszeniu przez robotnice substancji aktywnej po całym ulu. Zupełny sukces odniesiono przy leku „TacTic”, na bazie amitrazy, ale tylko dlatego, że paski były wykonane z tektury. I tutaj dr Gajda, z którą miałem przyjemność rozmawiać słusznie zauważyła, że pszczelarze produkując swoje paski, nie wiedzą ile tej amitrazy w płynie nasącza się na tekturkę. Istnieje poważne ryzyko, że jest to dawka kilku albo kilkukrotnie za wysoka. Może nastąpić przedawkowanie. Więc paski TacTic również nie są najlepszym rozwiązaniem. Dobre wyniki w postaci osypanych i przyklejonych do wkładki roztoczy zaobserwowano przy spalaniu i odymianiu pszczół mieszanką różnych gorzkich ziół, ale dominującą rolę wśród nich odgrywa mięta pieprzowa i wrotycz pospolity. Ja potrafiłem przez 3 sezony „jechać” na samym Beevitalu, warroza znakomicie się sypała a rodziny nigdy mi nie „padły” przez zimę.

Co do chorób grzybicznych czy nosemozy to szeroki opis działania i sposobów leczniczych znaleźć może na Portalu Pszczelarskim Pasieki Michałów www.pasiekamichalow.weebly.com

Jeszcze kilka słów o Rapicidzie, czemu nigdy nie pozwolę na zastosowanie tego na moich pszczołach. Zacznę od składu chemicznego czyli jod aktywny (1-5%), kwas fosforowy (5-10%), kwas siarkowy (5-10%), woda, środki powierzchniowo czynne, alkohol etoksylowy (syntetyk, środek powierzchniowo-czynny 20-25%). A teraz się zastanówmy. Czy te substancje na pewno nie szkodzą pszczołom? Aby testować taki środek na pszczołach trzeba mieć status pasieki „doświadczalny”. Aby uzyskać taki status pasieka musi znajdować się pod nadzorem najlepiej uczelni wyższej. Autor stosowania Rapicidu został oskarżany po prostu o znęcanie się nad żywymi zwierzętami. I mnie to nie dziwi. Nie zostało sprawdzone czy któryś z tych środków zawartych w Rapicidzie nie odkłada się w wosku czy miodzie. Rapicid jest silnym, biobójczym detergentem, nie przeznaczonym do organizmów zwierzęcych. Niedługo do gospodarki pasiecznej wejdzie „domestos” albo „cilit bank”, jak to mawiał jeden z internautów na forum Michałów. Warto zauważyć, że autor i główny propagator Rapicidu oprócz prokuratora na karku, dwukrotnie już „wylądował” w szpitalu z powodu zatrucia Rapicidem. Jeszcze nie przekonałem? W ostatnim numerze Miesięcznika „Pszczelarstwo” pani prof. dr hab. Grażyna Topolska alarmuje o bardzo wysokich stratach zimowych, spowodowanych między innymi warrozą i towarzyszącymi jej wirusami. Warroza intensywnie namnażała się w trakcie poprzedniej, ciepłej zimy, powodując olbrzymie straty w sezonie. Pszczelarze ponownie spóźnili się z leczeniem. Nie zastosowali wariantu sierpniowego, który opisałem już dwa lata temu na portalu Michałów i teraz w tym felietonie. Pani Profesor Topolska w swoim artykule podkreśla, że „Rapicid jest środkiem dezynfekująco-myjącym zalecanym do odkażania pomieszczeń, powierzchni narzędzi i wyposażenia. Użycie go nawet w stężeniach 6-krotnie mniejszych niż to wspominane przez pszczelarzy wymaga dokładnego spłukania powierzchni silnym strumieniem wody i wysuszenia. Preparat nie nadaje się do inaktywacji zarodników bakteryjnych!!!” Prof. dr hab. Grażyna Topolska zaznacza, że żadne z tych środków nie ma określonego parametru MRL (Najwyższe Dopuszczalne Stężenie Pozostałości) dla miodu. Ostatnio na konferencji naukowej organizowanej w Białej Sali Augusta Poniatowskiego na warszawskim Wilanowie, pszczelarze w odpowiedzi na pytania mieszkańców, czy miód pochodzący z warszawskich pasiek nie jest skażony miejskim powietrzem i metalami ciężkimi, odpowiedzieli, że pszczoła produkując na kolejnych etapach miód – bardzo dokładnie go filtruje i oczyszcza ze wszelkich związków chemicznych. Miód, miał iść przecież według założenia do wykarmienia potomstwa, czyli czerwia, a nie człowieka. Pszczoły są inteligentnymi stworzeniami, dlatego miód jest taki czysty. Pszczelarze ze stolicy dokładnie zbadali miód. Co się okazało? Miód był pozbawiony metali ciężkich, spalin, związków siarkowych i azotowych, nie odbiegał parametrami od miodów z terenów wiejskich. Zbadano osyp pszczół z warszawskich uli. Co się okazało? Badania potwierdziły, że w organizmach pszczół znajduje się przekroczona dawka związków metali ciężkich, spalin i innych substancji. Wniosek? Pszczoła jest naturalnym filtrem, w dzisiejszych czasach nawet bioindykatorem. Skontrastujmy to teraz z omawianym Rapicidem. Nawet jeśli miód byłby tak filtrowany to wszystkie związki zostają potem w pszczołach. Chociaż wydaje mi się, że wszystkiego pszczoła nie zatrzyma w swoim organizmie. Niedawno nadesłałem do redakcji „Pasieki” artykuł o odkryciu w Lund University w Szwecji. Tamtejsi naukowcy odkryli obecność bakterii występujących w żołądkach pszczół, ale też miodzie, które mają silne, zjadliwe właściwości w stosunku do bakterii patogennych, chorobotwórczych dla człowieka. Badacze naukowi zidentyfikowali w przewodzie pokarmowym pszczół miodnych grupę 13 typów bakterii kwasu mlekowego, które w zależności od potrzeby produkują ogromną liczbę aktywnych, przeciwbakteryjnych i bakteriostatycznych związków (na przykład nadtlenek wodoru, kwasy tłuszczowe i substancje znieczulające). Wyizolowano 42 różne patogeny z ran 22 pacjentów. W wykonanym doświadczeniu, między innymi na gronkowcu złocistym, opornym na metycylinę (MRSA) a także na - enterokokach (VRE - Vancomycin-Resistant Enterococcus) odpornych na wankomycynę i teikoplaninę. Wyodrębnione z żołądków pszczół bakterie, potrafiły skutecznie zwalczyć powyższe mikroorganizmy. Mało tego, doskonale zwalczyły inne ludzkie zarazki jak pałeczkę ropy błękitnej czy paciorkowca kałowego. W momencie nakładania w laboratorium bakterii kwasu mlekowego na powyższe patogeny, można było zaobserwować natychmiastowe bakteriobójcze oddziaływanie na kontrolne bakterie. Mówi się, że to odkrycie będzie stanowiło alternatywę dla antybiotyków. Rapicid te pożyteczne bakterie by po prostu wytłukł. Czy teraz pszczelarze widzą, co się stanie, jeśli Rapicid będzie regularnie stosowany w pasiece? Czy nie zdają sobie sprawy, że tym środkiem łamią prawo, trują pszczoły i ludzi?

Podsumowując, raz jeszcze odnoszę się do postawionego pytania. Pszczelarze muszą się wziąć za warrozę już z końcówką lipca tak naprawdę. Sierpień musi być głównym miesiącem walki z warrozą, albo poprzez redukowanie roztoczy płynami oczyszczającymi z dorosłych osobników pszczół, albo poprzez umiejętną, nieskomplikowaną aplikację kwasu mrówkowego (co też jest opisane w innym dziale naszego portalu). W przypadku gdy sierpień jest jeszcze dla niektórych miesiącem pożytkowym, to wspomniane płyny można podawać do rodni jedynie, chociaż z doświadczenia i opinii kolegów po fachu wiem, że Beevital nie dyfunduje do komórek z miodem. Stosując Rapicid wyjaławiamy całkowicie naturalną mikroflorę ulową, która jest niezwykle potrzebna aby rodzina pszczela mogła funkcjonować. Bakterie, które mogłyby zostać zniszczone, są bakteriami pożytecznymi, zwalczającymi inne bakterie, pleśnie i grzyby nawet te patogenne dla pszczół. Przykład. Bez bakterii kwasu mlekowego nie będzie poprawnie zakonserwowanej pierzgi, czyli sfermentowanego pyłku pszczelego, potrzebnego do wiosennego rozwoju i wykarmiania larw. To tak jakby człowiek przyjmował nieustannie antybiotyki bez tzw. osłonki na żołądek. Co by z nas zostało? Nie możemy zabawiać się w amerykańskich pszczelarzy, którzy non stop ładują antybiotyki (neomycyna, oksytetracyklina) do uli. My jesteśmy w Polsce i mamy mieć tradycyjny, zdrowy i czysty miód. Racjonalna higiena, wykrywanie na wczesnym etapie infekcji i właściwa interpretacja objawów i umiejętne zwalczanie warrozy wyeliminuje problemy pszczelarza oraz szkodliwy Rapicid. Usiąść teraz jak jest zima za oknami, wziąć kartkę i długopis i wstępnie naszkicować, rozpisać harmonogram zabiegów leczniczych na następny sezon. 


 



Wspierane przez Stwórz własną unikalną stronę internetową przy użyciu konfigurowalnych szablonów.
  • Strona główna
  • Nasza działalność
  • Czytelnia
  • Porady
  • Publikacje
  • Oferta szkoleniowo-dydaktyczna
  • Kalendarium i organizacja wydarzeń
  • Forum
  • Galeria
  • Polecani i sprawdzeni
  • Kontakt z nami