Weterynarz - przyjacielem pszczelarza!
Artykuł opracowany po rozmowie z lek. wet., który jest znawcą chorób pszczelich i pszczelarzem.
Pszczelarze nie zgłaszają przypadków zgnilca powiatowemu lekarzowi weterynarii, gdyż:
a) boją się, że lekarz przyjdzie z ekipą i spali pasiekę, co jest mitem,
b) boją się strat finansowych,
c) boją się kary,
d) z innych powodów.
Wyjaśniamy o co chodzi z tym całym paleniem. Lekarz weterynarii przed podjęciem jakichkolwiek kroków sprawdza wszystkie ule, a następnie przeprowadza badania laboratoryjne pobranych próbek z ula. Jest skala trój-plusowa. Przeciętny pszczelarz dostrzega zgnilca, dopiero przy silnych, wyraźnych objawach klinicznych, kiedy rodzina rzeczywiście jest w tragicznym stanie, są to +++ (3 plusy). Jest jeszcze postać utajona czyli stopień + i ++. Te stopnie widzi weterynarz. Zazwyczaj przy I i II stopniu (+ i ++) lekarz decyduje się na leczenie rodzin. Przepisuje antybiotyk najczęściej oksytetracyklinę lub polisulfamid i nakazuje leczenie rodzin poprzez dodawanie leków do syropu bądź przez oprysk plastrów. Jest to jedyna dozwolona forma antybiotykoterapii - pod ścisłym nadzorem lekarza. My jako doświadczeni pszczelarze zabraniamy innym używania antybiotyków i leczenia pszczół na własną rękę - można pomylić dawki i zrobić większy kłopot. Roje są wyłączane z produkcji, rozkład antybiotyków (oksytetracykliny, neomycyny itp) w plastrach, miodzie, ulu trwa 12 miesięcy. Nie wolno sprzedawać miodu skażonego antybiotykiem, pamiętajcie o tym!!! Haniebnym zachowaniem jest: zdobywanie wszelkich antybiotyków na lewo, błaganiem lekarza rodzinnego o receptę i stosowanie lekarstw w ulu. Żadnej neomycyny w spreju, żadnych leków bez wiedzy lekarza weterynarii !!! Lekarz pali pojedyncze rodziny, a nie ma prawa całej pasieki. Obszar zapowietrzony też wyznacza dopiero przy bardzo silnych ogniskach. Pali rodzinę, tylko i wyłącznie kiedy rój nie ma szans na przeżycie i dalszy rozwój - jest to stopień III (+++). Weterynarz najpierw usypia rodzinę, a następnie przeprowadza palenie ramek, beleczek, uśpionych pszczół i całego wnętrza ula. Inaczej się nie robi. Postępowanie w przypadku chorób zakaźnych jest objęte wieloma ustawami i paragrafami. Można uzyskać zwrot pieniędzy za rodzinę od wojewódzkiego lekarza weterynarii. Tak więc niektórzy pszczelarze błędnie oskarżają i unikają weterynarzy, nie potrzebnie się ich boją. To właśnie dzięki nim możemy zdobyć odpowiednie lekarstwo i wyleczyć pszczoły. Nie zawsze zgłoszenie zgnilca pokrywa się ze spaleniem całego dorobku. Nie polecamy leczenia na własną rękę!!!
Pisząc ten artykuł w grupie, doszło między nami do sprzeczek. Tylko ze względu na nasz wzajemny szacunek do siebie, podajemy do wiadomości, że zgłoszenie weterynarzowi zaawansowanego stadium choroby jest kwestią podjęcia własnej decyzji. Jeśli widzimy, że rodziny są w tragicznym stanie czyli jest stopień +++ to domyślamy się co weterynarz może wykonać. Ze względu na różne opinie całego grona podajemy radę, że jeśli ktoś nie chce spalenia uli, jest mocno przywiązany do pszczół to może podjąć się ciężkiego i długiego leczenia na własną rękę (olejek cynamonowy, zabiegi higieniczne, użycie płynów dezynfekcyjnych). To jest tylko kwestia prywatnego wyboru.
Dowiedzieliśmy się również, że pszczelarze (oczywiście nie wszyscy) nie dbają o higienę w pasiece, nie przeprowadzają dezynfekcji, nie robią badań miodu, węzy, często też dostają matki i odkłady pszczele bez certyfikatów zdrowotności rodziny (dostaliście kiedyś odkład lub matkę z papierem od weterynarza, że owady są zdrowe, a pasieka sprzedającego jest pod nadzorem lek. wet. ?!? No właśnie! ) Nie zachowujemy podstaw profilaktyki i tak pojawia się zgnilec! Matki pszczele przenoszą bakterie zgnilca i nosemozę, stąd mamy prawo zapoznać się z takim świadectwem.
Pszczelarze nie zgłaszają przypadków zgnilca powiatowemu lekarzowi weterynarii, gdyż:
a) boją się, że lekarz przyjdzie z ekipą i spali pasiekę, co jest mitem,
b) boją się strat finansowych,
c) boją się kary,
d) z innych powodów.
Wyjaśniamy o co chodzi z tym całym paleniem. Lekarz weterynarii przed podjęciem jakichkolwiek kroków sprawdza wszystkie ule, a następnie przeprowadza badania laboratoryjne pobranych próbek z ula. Jest skala trój-plusowa. Przeciętny pszczelarz dostrzega zgnilca, dopiero przy silnych, wyraźnych objawach klinicznych, kiedy rodzina rzeczywiście jest w tragicznym stanie, są to +++ (3 plusy). Jest jeszcze postać utajona czyli stopień + i ++. Te stopnie widzi weterynarz. Zazwyczaj przy I i II stopniu (+ i ++) lekarz decyduje się na leczenie rodzin. Przepisuje antybiotyk najczęściej oksytetracyklinę lub polisulfamid i nakazuje leczenie rodzin poprzez dodawanie leków do syropu bądź przez oprysk plastrów. Jest to jedyna dozwolona forma antybiotykoterapii - pod ścisłym nadzorem lekarza. My jako doświadczeni pszczelarze zabraniamy innym używania antybiotyków i leczenia pszczół na własną rękę - można pomylić dawki i zrobić większy kłopot. Roje są wyłączane z produkcji, rozkład antybiotyków (oksytetracykliny, neomycyny itp) w plastrach, miodzie, ulu trwa 12 miesięcy. Nie wolno sprzedawać miodu skażonego antybiotykiem, pamiętajcie o tym!!! Haniebnym zachowaniem jest: zdobywanie wszelkich antybiotyków na lewo, błaganiem lekarza rodzinnego o receptę i stosowanie lekarstw w ulu. Żadnej neomycyny w spreju, żadnych leków bez wiedzy lekarza weterynarii !!! Lekarz pali pojedyncze rodziny, a nie ma prawa całej pasieki. Obszar zapowietrzony też wyznacza dopiero przy bardzo silnych ogniskach. Pali rodzinę, tylko i wyłącznie kiedy rój nie ma szans na przeżycie i dalszy rozwój - jest to stopień III (+++). Weterynarz najpierw usypia rodzinę, a następnie przeprowadza palenie ramek, beleczek, uśpionych pszczół i całego wnętrza ula. Inaczej się nie robi. Postępowanie w przypadku chorób zakaźnych jest objęte wieloma ustawami i paragrafami. Można uzyskać zwrot pieniędzy za rodzinę od wojewódzkiego lekarza weterynarii. Tak więc niektórzy pszczelarze błędnie oskarżają i unikają weterynarzy, nie potrzebnie się ich boją. To właśnie dzięki nim możemy zdobyć odpowiednie lekarstwo i wyleczyć pszczoły. Nie zawsze zgłoszenie zgnilca pokrywa się ze spaleniem całego dorobku. Nie polecamy leczenia na własną rękę!!!
Pisząc ten artykuł w grupie, doszło między nami do sprzeczek. Tylko ze względu na nasz wzajemny szacunek do siebie, podajemy do wiadomości, że zgłoszenie weterynarzowi zaawansowanego stadium choroby jest kwestią podjęcia własnej decyzji. Jeśli widzimy, że rodziny są w tragicznym stanie czyli jest stopień +++ to domyślamy się co weterynarz może wykonać. Ze względu na różne opinie całego grona podajemy radę, że jeśli ktoś nie chce spalenia uli, jest mocno przywiązany do pszczół to może podjąć się ciężkiego i długiego leczenia na własną rękę (olejek cynamonowy, zabiegi higieniczne, użycie płynów dezynfekcyjnych). To jest tylko kwestia prywatnego wyboru.
Dowiedzieliśmy się również, że pszczelarze (oczywiście nie wszyscy) nie dbają o higienę w pasiece, nie przeprowadzają dezynfekcji, nie robią badań miodu, węzy, często też dostają matki i odkłady pszczele bez certyfikatów zdrowotności rodziny (dostaliście kiedyś odkład lub matkę z papierem od weterynarza, że owady są zdrowe, a pasieka sprzedającego jest pod nadzorem lek. wet. ?!? No właśnie! ) Nie zachowujemy podstaw profilaktyki i tak pojawia się zgnilec! Matki pszczele przenoszą bakterie zgnilca i nosemozę, stąd mamy prawo zapoznać się z takim świadectwem.